niedziela, 12 lutego 2012

Rozdział siedemnasty.


Nie, jednak nie upadłam. Trzymałam się na równych nogach, co prawda trochę sparaliżowana, ale dawałam radę.
Zauwazyłam Harry`ego w objęciach jakiejś czarnowłosej młodej kobiety. Nie wyglądała staro. Ona poprawiała mu loki, całowała w policzek, a ja się wszystkiemu przyglądałam z odległości paru metrów.
- Cześć, Harry. O co chodzi? - Spytałam trochę zawiedziona.
- Hej, skarbie. - Przywitał się. - Poznaj Anne, moją mamę.
Wyczeszczyłam wzrok i stałam cała w szoku. Otrząsnął mnie jej sympatyczny głos.
- Witaj, Meytal. - Przytuliła mnie, a ja nadal patrzałam wielkimi oczami ze zdziwienia. - Harry tyle mi o Tobie opowiadał. - Spojrzała na syna. - Jesteś taka śliczna!
- Dzień dobry pani i dziękuję bardzo. - Uśmiechnęłam się.
- Żadna pani, mów mi Anne. - Pogłaskała mnie lekko po ramieniu.
Anne musiała lecieć, więc przytuliła nas na pożegnanie i ruszyła w swoją stronę. Z Harrym nadal staliśmy z boku drogi.
- Ty głupku! - Popchnęłam go. - Myślałam, że mnie zdradzasz z jakąś dziewczyną. - Spuściłam wzrok. - Nie wiem co bym zrobiła, ale jak zobaczyłam te czułości...
- Och, sama jesteś głupkiem, że tak myślałaś. - Podszedł bliżej i mnie pocałował.
- Kurcze, Twoja mama jest taka piękna! Jesteście do siebie strasznie podobni.
- Dziękuję. - Wyszczerzył zęby.
Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Sama nie wiem po co i dlaczego. Harry mnie tam ciągnął.
- Chodź. - Pociągnął mnie za ręce do drzwi.
- Ale dlaczego my do mnie idziemy? - Nie wiedziałam o co biega.
- Czeka nas coś trudnego. Musimy spytać Twoich rodziców, czy cię puszczą ze mną do Bułgarii.
- Jak oni zareagująna to, że lecę za granicę?! Harry, ja mam szkołę...
- Moja mama z nimi rozmawiała i nie mają nic przeciwko nauczaniu domowemu.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. Oni, moi rodzice pozwolili płacić Tobie za moje lekcje? - Roześmiałam się.
- Jasne. - Uśmiechnął się przelotnie i przekroczyliśmy krok domu.
Stanęliśmy przed rodzicami i nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Dzień dobry państwu. - Uśmiechnął się do nich. Jemu nie można było niczego odmówić.
- Harry, no dzień dobry. - Uśmiechnęli się do Niego.
Harry spojrzał na mnie z cieszącymi się oczami i odwrócił do rodziców. Ja stałam cicho, on załatwiał wszystko.
- Chciałbym się państwa zapytać, czy mogę zabrać Meytal na wakacje do Bułgarii. - Zaczął, ślicznie się uśmiechając w ich stronę. - Lecimy we dwójkę. Moja mama załatwiła bilety i sama nas namówiła, abyśmy gdzieś się razem wybrali. Jest tam dom, więc jest gdzie mieszkać.
- Zgadzamy się. Nie mamy powodów, aby się sprzeczać.
Stanęłam jak wryta, patrząc na nich w szoku i zastanawiając się, czy się nie przesłyszałam. Często mam tak, że słyszę to, co chcę usłyszeć. Harry natomiast tylko stał i się szczerzył.
- Dziękuję państwu. - Powiedział i mnie objął.
- A kiedy jest lot? - Spytał tata.
Właśnie... Nawet ja nie wiedziałam kiedy on jest. Zapomniałam dowiedzieć się od swojego chłopaka takiej istotnej rzeczy.
- Dzisiaj w nocy lecimy. - Zakomunikował Harry.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia i pobiegłam pędem na górę, zacząc się pakować.
Harry zapukał do drzwi, wszedł do środka i usiadł na łóżku. Złapał pluczaka i zaczął się śmiać, że jest podoby do Nialla. Może i miał rację.
Wybuchnęłam histerycznym śmiechem.
- A Ty co? Nie pakujesz się?
- Już po. - Uśmiechnął się. - Jestem tu by ci pomóc.
Wyciągnęłam dwie największe walizki jakie tylko miałam. Otworzyłam brązową szafę i zaczęłam ściągać wszystkie ciuchy z wieszaków i składać je, aby pomieściły się do walizki.
- Zostaw, ja się tym zajmę. - Rzucił Harry, podchodząc.
- Czym się zajmiesz?
- No ściąganiem ubrań. - Pocałował mnie w szyję.
- Harry, to nie to miałam na myśli. - Zaczęłam się śmiać.
Weszłam do łazienki zabierając wszystkie swoje kosmetyki. Szampony, lakiery do włosów, pudry, tusze do rzęs i resztę. Włożyłam je do kosmetyczki i włożyłam do walizki.
Byłam bardzo zabiegana, a Styles tylko mi się przyglądał.
- Dzięki za pomoc. - Rzuciłam z uśmiechem, próbując zasunąć walizkę.
Nie dało się, ale przecież wpychałam ciuchy jak najciślej.
- Siadaj na niej. - Oznajmił, wstając z łóżka.
- Co?
- No słyszałaś. Siadaj na nią, a ja zasunę. - Śmiał się.
Wszystko przebiegło sprawnie i byłam już spakowana. Zabrałam jakieś ciuchy i poszłam pod prysznic.
Stałam w kabinie prysznicowej, podczas, gdy ktoś dobijał się do drzwi.
- Mogę wejść? - Spytał proszącym głosem Hazza.
- No chyba ci gorzej, głupku. - Zaśmiałam się.
- Wcale nie. - Rzucił szybko.
Ubrałam się, ułozyłam dokładnie włosy i pomalowałam twarz.
- Gotowe! - Puściłam mu oczko.
- Ślicznie wyglądasz. - Powiedział, siedząc z laptopem w ręce.
- Naprawdę w nocy jest ten lot? - Spytałam, z rękami na biodrach.
- Tak. - Rzucił. - Nie ma sensu jeździć w tą stronę i z powrotem, więc pójdziemy teraz do mnie i razem pojdziemy na lotnisko. Chłopaki nas podwiozą.
Zabrałam wszystko co było mi potrzebne z domu i wyszliśmy z domu, żegnając się z moimi rodzicami. Trochę popłakiwali, ale jak to każdy rodzic.
- Harry, dawaj jedną walizkę! Nie będziesz się męczył. - Krzyknęłam zrezygnowana.
- Martw się lepiej swoją torebką, ona też jest ciężka. - Śmiał się.
- Nie gadaj bzdur, to zwykła torebka i w ogóle nie ciężka. Więc dawaj walizkę!
- Nie. Możesz prosić i znowu usłyszysz moje przeczenie.
- Myślisz, że jestem jakąś lalunią, która nie umie sama sobie poradzić? - Przystanęłam.
- Tak, jesteś moją lalunią, ale taką, która umie sobie poradzić. - Pocałował mi policzek.
- No właśnie! A więc dawaj! - Szarpnęłam walizkę, ale Harry gestem kazał mi spojrzeć przed siebie.
- O widzisz! Co za ironia losu, jesteśmy u mnie. - Puścił mi oko.
- Ha ha ha, bardzo zabawne, serio.
W środku był taki syf, że nie było gdzie wstawić nogi.
- Hej wszystkim! - Krzyknęłam, ale usłyszałam tylko własny głos.
- Nikogo nie ma, prócz nas. - Podeszedł Harry. - Przyjadą po nas w nocy, a teraz gdzieś wybyli.
Usmażyliśmy popcorn, wyciągnęliśmy z lodówki Pepsi i włączyliśmy jakiś horror.
Był przerażający, ale cały czas patrzeliśmy się na siebie.
Zadzwonił Harry`ego telefon.
- To Lou. - Rzucił, odbierając.
- No stary, zaraz po was przyjeżdżamy. - Usłyszałam Louis`a, a zaraz głośny śmiech Horana.
Za dziesięć minut przyjechali chłopaki. Załadowaliśmy się wszyscy do vana i ruszyliśmy.
Gdy dojechaliśmy do lotniska, Lou zaczął płakać za Hazzą i nie wypuszczał go z objęć.
- Będę za Tobą tęsknił. - Rzucił, wycierając oczy chusteczką.
- Baranie, to tylko tydzień. - Odpowiedział mu mój chłopak i poczochrał mu czuprynę.
- Cześć wszystkim. - Przytuliłam ich.
- Pa, kochana! - Odpowiedzieli chórem.
Odjechali, a ja sama ze Styles`em stałam na lostnisku, czekając na nasz samolot do wymarzonych, spóźnionych wakacji.
______________________
Jestem całkiem zadowolona z efektu mojej wyobraźni. Hahaha !
Pozdrawiam was.
xoxo

2 komentarze:

  1. kocham czytać tego bloga ! zawsze poprawia mi humor :)czekam na nn <3 @UrAmazaynSmile

    OdpowiedzUsuń